Forum zapomnianego świata
hi.... na pocieszenie dodam, że czeka mnie romans z Bergsonem
Asiu, proszę, tylko nie Bergson - w piątek mam egzamin z antropologii filozoficznej ;(
mi się Bergson przypomniał, znaczy ciekawe rzeczy pisał o komizmie... i chyba zgadzam się z nim, tzn. można się śmiać ze wszystkiego ale nie każdy w danej chwili może, czyli wszystko zależy od kontekstu. Np. nikomu po II wojnie światowej nie przyszłoby do głowy naśmiewanie się z nazizmu, bo uważano to za zbyt poważne i okrutne, ale w latach osiemdziesiątych mógł już powstać serial Allo Allo bo kontekst społeczny był inny. Tu nie chodzi o to, że są rzeczy z których nie powinno się kategorycznie śmiać, ale o to z czego i kiedy jest społecznie akceptowane śmianie się
ciekawa teoria
Odnośnie tej podświadomości, to Freud mógłby powiedzieć, że może w Twoim dzieciństwie ojciec źle przyjmował żarty na swój temat
To i ja się wypowiem. Moja opinia będzie krótka Oczywiście, że cenię w ludziach dystans do siebie i otaczającej nas rzeczywistości. Jednak są osoby, z których nabijanie się jest, moim zdaniem, w złym guście. Na przykład papież lub prezydent (zwłaszcza, jeśli już nie żyją). To nie jest kwestia jakichś tam zasad, które sobie sama ustaliłam. Po prostu drażni mnie, jak ktoś się z nich naśmiewa. Nie potrafię nawet powiedzieć dlaczego... Może gdzieś w podświadomości mam zakodowane, że niektórym ludziom, z racji wykonywanej funkcji, należy się wyjątkowy szacunek.
Hipokryzja rulez (tak się chyba kiedyś mówiło)
Oczywiście nie można być sztywniakiem i wszytko brać na serio, ale też trzeba pamiętać o pewnych granicach przyzwoitości. Czasem nie wiemy, że nasz "żart" może kogoś urazić, kogoś kto tak jak wspomniał poprzednik stracił bliskich w wypadku lub jest na coś chory a my o tym nie wiemy.
Czasem jednak zdarzają się osoby zbyt przewrażliwione na pewnych punktach i nasze dowcipy odbierają jako skierowane przeciwko nim, nawet jak my sami nie chcemy nikogo urazić i nie uważamy ich jako bezpośrednich adresatów żartu.
A jak już jesteśmy w takich tematach to najbardziej nie lubię osób, które uważają że się obraża ich uczucia religijne, a sami obrażają religię swoją postawą nie przestrzegając (nie starając się nawet przestrzegać) wielu jej zasad.
Moim zdaniem żartować można prawie na każdy temat, jednak należy wyczuć granice dobrego smaku. Przykładowo, jeżeli ktoś właśnie stracił bliskich w wypadku samochodowym, a ktoś żartuje, jak to blądynka jedzie pod prąd, to świadczy jedynie o nim samym... i to fatalnie.
Zaciekawiła mnie przed chwilą jedna rzecz, a mianowicie - czy ze wszystkiego można się śmiać? lub inaczej formułując pytanie, czy istnieją jakieś sfery czy kwestie, których nie powinno się nigdy traktować z przymrużeniem oka?
Śmiejemy się z siebie, kapłanów, religii, osób starszych, żydów, murzynów, mężczyzn, kobiet, papieży, śmierci, lekarzy, polityków, zwierząt, samobójców, chorych na Alzheimera, dzieci w Afryce itp. Wydawałoby się, że żaden temat nie ucieka od satyry. A jednak unikamy dowcipów o chorych na raka, aborcji, dzieciach i pedofilach, a ludzi żartujących z tego traktujemy jako pozbawionych wyczucia. Dlaczego na jedne tematy żartować, a na inne nie?
Moja teza jest taka - żeby z czegoś żartować trzeba umieć zachować do tego dystans. Nie rozśmieszy nas satyra dotycząca kwestii z którą się mocno identyfikujemy. Dlatego nic dziwnego, że zgwałconej kobiety nie śmieszą żarty o gwałtach - chyba, że w jakiejś próbie odreagowania. To, że potrafimy śmiać się z muzyki metalowej świadczy o tym, że zdobywamy się na zawieszenie naszego szacunku do niej, o ile w ogóle to słowo tu pasuje.
A jako, że (moim zdaniem) niczego w życiu nie powinno się traktować zbyt poważnie (co oczywiście nie zawsze łatwo da się zrobić), to nie powinno być czegoś takiego jak poprawność satyryczna. Jeśli ktoś żartuje z ważnych dla mnie wartości, osób, wydarzeń czy instytucji, to przecież żadnej krzywdy nikomu nie robi.
PS. Oczywiście pozostaje kwestia pragmatyczna - jeśli wiem, że osoba, której mam zamiar opowiedzieć kawał identyfikuje się w jakiś sposób z jego tematem, to lepiej będzie, jeśli tego zaniecham - ani jej nie rozśmieszę, a mogę wywołać niemiłą atmosferę.