Forum zapomnianego świata
Spora część z nas niedawno skończyła studia, niektórzy kończą, przed nami sporo trudnych decyzji (niektórzy są tuż po tych decyzjach)i trochę nowy świat: wyprowadzka z domu na dobre, szukanie pracy, szukanie mieszkania, może nawet kupno jakiegoś kąta (oczywiście na kredyt). Stąd moja refleksja... czy czujecie się jakoś wspierani przez państwo, czy mieszkając w Polsce jesteście w stanie utrzymać się choć na średnim poziomie materialnym? może nawet niektórzy z nas będą chcieli mieć dzieci.. co myślicie o polityce prorodzinnej państwa? czy ona w ogóle istnieje?
Offline
skoro nikt nie pisze to ja zacznę, bo szczerze to raczej średnio czuję jakieś wsparcie. Niby są programy naukowe, stypendia itp, ale i tak bez dorabiania w wakacje nie ma szans coś zrobić. I nie dość, że cały dzień mam zawalony robotą, to muszę dokładać do tego wszystkiego, bo oczywiście doktorant nie człowiek i jemu zapłata się nie należy.... a i stypendium nie zawsze.... Po prostu wkurza mnie to, że jak muszę gdzieś pojechać to najpewniej na stopa, a szukanie noclegu sprowadza się do przeglądania stron hospitality club... o rany jak mnie to wkurza!!! wr...
Offline
asia napisał:
czy czujecie się jakoś wspierani przez państwo, czy mieszkając w Polsce jesteście w stanie utrzymać się choć na średnim poziomie materialnym? może nawet niektórzy z nas będą chcieli mieć dzieci.. co myślicie o polityce prorodzinnej państwa? czy ona w ogóle istnieje?
Asiu, rozumiem, że to są wszystko pytania retoryczne?
Cóż mogę powiedzieć, jestem ponad rok na bezrobociu i nie zauważyłam, żeby komuś poza mną zależało na zmianie tego stanu rzeczy. PUP niby finansuje mi podyplomówkę i udziela zawrotnie wysokiego stypendium w wysokości 140 zł, ale za to odebrał mi prawo do odbycia stażu Gdyby nie pomoc ze strony rodziców i mąż, który jako tako zarabia, to musiałabym pewnie zapieprzać na kasie w biedronce albo zostać telemarketerką, jak moja koleżanka - magister biologii
Skoro mówimy o poziomie życia, pozwolę sobie przeanalizować sytuację mojej rodziny (jak to brzmi ). Paweł miał dużo szczęścia - skończył studia w dość dobrej branży i dzięki powiązaniom zawodowo-rodzinnym dostał dokładnie taką pracę, jaką chciał. Zarobki ma niby przyzwoite, ale... na kredyt mieszkaniowy i tak nie ma szans. Bo umowa o pracę jest na czas określony a zarobki premiowane, czyli w oczach banku jest biedakiem, pracującym dorywczo za minimalną krajową A ostatnio w nagrodę za ciężką pracę (siedzenie średnio po 12 godzin w robocie) i wyrobienie się w terminie z realizacją jakiegoś etapu budowy, prezes ujebał mu połowę premii, skreślił połowę nadgodzin i do tego nie zapłacił za dwie soboty. Straciliśmy prawie 1000 zł i ostatnią nadzieję na kredyt. Jak to usłyszałam, to nie wiedziałam, czy się śmiać czy płakać... Tak się w naszym kraju traktuje zaangażowanych pracowników A jak się nie podoba, to niech spierdalają na bezrobocie, a co! W końcu są tłumy innych jeleni na ich miejsce! Słów brak na to kurestwo...
Offline